Obserwatorzy

niedziela, 5 maja 2019

Pacjentka z sali numer 7


W ferworze swoich ostatnio "medycznych" upodobań czytelniczych przypadkiem wpadła mi najpierw w oko, a później w ręce ta książka. I zdecydowanie był to szczęśliwy traf losu, bowiem opowieść jest po prostu piękna.
Młody lekarz, pracujący na Oddziale Ratunkowym prowadzi siedmiodniową relację. Jest to opowieść częściowo reporterska, a częściowo retrospekcyjna. Przypadki jego osobistego i lekarskiego życia stanowią materiał, który ma zainteresować i niejako utrzymać przy życiu pacjentkę umierającą na raka.
"Jestem jak skąpiec liczący monety, albo jubiler polerujący swoje perły". 

Zadziwiająca więź, jaka tworzy się między lekarzem a Kobietą-Ognistym Ptakiem - jak młody człowiek nazywa pacjentkę - stanowi główny wątek powieści, i spaja nie tylko te dwie postaci ale również obejmuje wiele osób spośród personelu medycznego. Stanowią one niejako wsparcie dla młodego człowieka i pomagają mu gromadzić historie, które z taką pasją chłonie pacjentka. Jej sala staje się znakiem rozpoznawalnym i punktem spotkań pracowników szpitala.
"Niepotrzebnie się tak wszyscy martwicie: mój stan nie oznacza, że umrę, ale że dotarłam do końca życia". 

Chłopak nie jest w swych oczekiwaniach optymistą. Trudno pogodzić mu się z myślą, że kobieta wkrótce umrze ale zdaje sobie sprawę z nieuchronności tego, co ma nastąpić.
"Choćbym patrzył na nią całymi godzinami, niczego to nie zmieni. Ona się nie zestarzeje". 

 I wbrew pozorom, nie jest to książka o miłości - raczej o życiu, naturalnych jego przejawach i procesach, o codzienności, o ludziach. I również o umieraniu, o oswajaniu śmierci w takim znaczeniu, które wstrząsa człowiekiem i zmusza do afirmacji życia.
"Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż nam się wydaje". 

Doskonale prowadzona narracja. Subtelny humor, niejednoznaczny, który w książkach uwielbiam. Przypadki medyczne ukazane z naciskiem na człowieka i jego życie bardziej niż na jednostkę chorobową. Różnorodność osobowości personelu medycznego, stażystów, lekarzy: "Podoba mi się ton, jakim mówi. Gdyby mógł zabroniłby ludziom umierać".  Mnóstwo mądrych myśli wplecionych w narrację oraz w dialogi; takich, które sprawiają, że przerywa się czytanie na moment i chwila zadumy prowadzi wzrok gdzieś ponad, przez okno, w bok, w dal.

Mój osobisty odbiór tej książki to nakaz - by żyć, po prostu. Najlepiej pięknie. Gdzieś tam z tyłu głowy mając w świadomości prawdę, że jesteśmy tu tylko na chwilę. Ale niech ta oczywistość nas nie przeraża, nie dołuje. Niech strach nie skraca nam dni. Trzeba żyć najlepiej, jak się potrafi. Ciesząc się każdym dniem, każdą chwilą. Nie zatrzymując się przy rzeczach niestotnych, nie tracąc energii na bzdury. Żyć po swojemu, niekoniecznie ambitnie, niekoniecznie z wielką pompą. Spokojnie i w zgodzie ze sobą.
"(...) z życiem nigdy nie ma problemu. Toczy się. By czynić cuda z najdrobniejszej rzeczy. Toczy się"

"Pacjentka z sali numer 7" Baptiste Beaulieu