Obserwatorzy

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Przy kawie... o Kristin Hannah


Cóż takiego niezwykłego zawierają w sobie książki Kristin Hannah, że pochłania się je często, mimo obszerności, w jedną noc? Dlaczego czytelniczki wzruszają się do łez i płaczą nawet po zakończeniu lektury, wspominając niektóre sceny? Dlaczego dramaty życiowe i trudne wybory bohaterów powieści pozostają na długo w pamięci? Jaką moc muszą mieć te książki, skoro tak często padają stwierdzenia typu: „Wielka samotność” to książka mojego życia”, „po przeczytaniu długo nie chciałam sięgać po inną, gdyż chciałam zachować w sobie jak najdłużej przejmującą atmosferę „Słowika””. Zaintrygowana opiniami na portalach społecznościowych oraz bezpośrednimi ocenami naszych Czytelniczek postanowiłam sprawdzić, i zdaję się, poznałam odpowiedzi na swoje pytania. Książki Kristin Hannah posiadają w sobie niezwykle emocjonalną siłę przyciągania, przy czym siła ta nie posiada w sobie żadnej prostej konstrukcji, która opierałaby się na zwyczajowej popularności przewidywalnych romansów. Bo i owszem, jest wątek miłosny, są trudy życiowe, dramaty, traumy, poplątane więzi rodzinne, zwroty akcji – często do przewidzenia, jest bogata narracja opakowana w prosty język, opisy przyrody, złowieszcze lub przynoszące ukojenie. Wszystko ma swój romansowo-obyczajowy porządek. Niezwykły ładunek emocjonalny treści, a jednocześnie trudna do wyjaśnienia bliskość, jaką od pierwszych stron czujemy z postaciami zamieszkującymi rozdziały, do tego jakieś takie zadziwiająco oczywiste identyfikowanie się z codziennością – mimo różnic epokowych i kulturowych, decyduje o oryginalności opowiadań; czyta się je tak, jak słucha się barwnych zwierzeń bliskiej sobie osoby, siedzącej w fotelu naprzeciw. Przy czym „słucha się” bardzo dobrze, bo konstrukcja i logiczny ład przekazu sprawia, że słuchacz-czytelnik czuje się bardzo dobrze zaopiekowany przez autorkę, która z pietyzmem dba o estetykę powieści. Czytelnik jest, krótko mówiąc, potraktowany z szacunkiem. Trudne przeżycia bohaterek wywołują łzy, ale nie zawierają  w sobie obcesowości i beletrystycznej wulgarności, nie trzeba się ich bać, przynoszą smutek refleksyjny i budzą w nas współczucie, którego potrzebujemy po to, by rozumieć innych. Nie wdrukowują nam czytelniczych traum, są spokojne, melancholijne, wpędzają w krótką zadumę, która w konfrontacji ze współczesnym światem działa oczyszczająco. W „Słowiku”, powieści inspirowanej życiorysem bohaterki ruchu oporu we Francji, dowiadujemy się, że miłość pokazuje nam, kim chcemy być, a wojna, czy też analogicznie nasze współczesne poplątane czasy pełne dezorientacji i chaosu -  kim jesteśmy. „Wielka samotność’ zaś, bardzo ogólnie rzecz ujmując dowodzi, że nigdy nie wiadomo jak się zachowamy, dopóki nie znajdziemy się w konkretnej sytuacji. No i tak, przyznaję, rzeczywiście nie mogłam powstrzymać łez przy żadnej z tych książek, dlatego jeśli potrzebujecie lektury, którą się czyta tak, jak się zjada najdoskonalszy deser, jeśli potrzebujecie dobrych ale niespecjalnie przedłużających się wizualizacji, jeśli potrzebujecie poznać bohaterki z krwi i kości, którym nie po drodze z lekkim, łatwym i przyjemnym życiem i które można polubić, próbować zrozumieć, usprawiedliwić, zaprosić do swoich myśli na długi czas…, jeśli potrzebujecie ciekawego i rzetelnego tła historycznego – nie zwlekajcie z poznaniem twórczości Kristin Hannah. Niech te książki pomogą Wam zrozumieć siebie, innych i dzisiejszy świat, choć czasem odnosi się wrażenie, że ogarnięcie rozumiem ostatnich dziesięcioleci, czy też - w niektórych aspektach - czasów, w których żyjemy, może być niemożliwe.

„Czasami trzeba powrócić do punktu wyjścia, aby móc ruszyć do przodu” („Wielka samotność”)