Obserwatorzy

czwartek, 29 lipca 2021

Przy kawie.... rollercoaster rodzinny

 



Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Pan przecież o tym wie. Jakaś pokrętna natura, tłumacząc się niezręcznie dość wyświechtanym i niemodnym kodem genetycznym wciska nas na siłę w zbyt małe pudełko zależności, których charakterystyczną cechą są owe genetyczne wspólne korzenie, czy też więzy krwi. Jak zwał, tak zwał. Sytuacja jest po prostu niekomfortowa i już. Pan mówi, że nie zawsze? No nie zawsze, czasem w pudełku znajdą się jakieś kredki o zbliżonej do naszej własnej osobistej tonacji kolorystycznej i to jest niezwykle optymistyczny fakt. Jednakowoż, przyzna Pan, nie załatwia on kwestii ciasnoty w pojemniku i ja upierać się będę uporczywie przy tym, aby niezwłocznie założyć sobie swoje własne pudełko, gdzie segregacja przebiegać będzie na zasadzie połączeń zgoła innych, aniżeli poprzez przereklamowaną czerwoną ciecz. A przynajmniej nie tylko. Żeby nie było jednak tak radykalnie, powiem Panu, że czasem się człowiek stara. Dogadać. Wyjaśnić. Określić jakieś kompromisy. Postawić granice. Co więcej – czasem się udaje i w pudełku robi się spokojniej, jakoś tak nawet luźniej, bo się każdy układa z grzeczną uprzejmością wobec sąsiada. A czasem rezultat jest dokładnie odwrotny i tłumaczyć Panu nie muszę, jakie są konsekwencje zaciemnienia spraw miast wyjaśnienia. Dobrymi chęciami piekło wybrukowane, mówią, więc czasem lepiej zostawić rzecz, jaka jest, zamknąć wieczko, nie zaglądać. Nie musimy się z tamtymi kredkami kochać, nieprawdaż? Możemy wszak wiedzieć o swym istnieniu i się radośnie szanować, mówić sobie „dzień dobry”, i „ładna dziś pogoda”, albo ”ech, chyba będzie padać”. Mówi Pan, że to trudne, tak się odizolować, przykre takie. Ja Panu powiem, że słuchać trzeba trzech głosów: własnego serca, natury i mądrych ludzi. Serce mówi – nie jest nam dobrze razem, to lepiej być osobno, prościej tego wytłumaczyć już chyba nie można. Natura mówi podobnie, o ile nie patrzymy na nią przez szkiełko społecznego przymusu; niech Pan się nie da zwieść przemądrzałej kredce, która powiada: mój kolor najładniejszy, ty masz odcień podobny, jesteśmy związane i zatemperowane razem już na wieki! No nie. Wilki żyją w cudownych rodzinnych stadach, ale kiedy młode dorastają i chcą założyć własne, nikt im tego nie broni; takiej natury, proszę Pana, trzeba słuchać. Instynkt niech nas prowadzi, a nie wytwory czyjejś wyobraźni. No i mądre ludzie. Mądre ludzie to są, proszę Pana, takie kredki, które gdy coś rzekną, wióry lecą, a świat mieni się tysiącem barw – czy jakoś tak. I one na przykład powiedziały, że rodzina to nie krew, to ludzie, którzy wspierają, z którymi dobrze się rozmawia nawet wtedy, gdy posiada się różne spojrzenie na świat. Mówią jeszcze, że rodzina to niekoniecznie ludzie, wśród których człowiek się rodzi. Można ją sobie znaleźć samemu. Tam, gdzie jest bezpiecznie i ciepło. Tam, gdzie człowiek czuje, że właśnie tu jest jego miejsce (Judi Westwater). Niektórzy mówią nawet, że krewni są jak piękny, górski krajobraz  - najlepsze wrażenie czynią z daleka (Jean Gabin) a rodzinę trzeba od czasu do czasu przewietrzyć (Tove Jansson). Zatem niech Pan już nie narzeka, że wszyscy tacy niedobrzy, że Pana żona, że czyjaś teściowa, że brat, że szwagier. Nie można im zabronić być takimi. Każdy jest jakiś. Jak panu kolor krewniaka totalnie i nieodwołalnie nie przypasuje, to trzeba machnąć ręką, powiedzieć „do widzenia” i przeskoczyć do innego pudełka. Dokładnie tak, jak to Pan czyni ze znajomymi czy z ludźmi spotkanymi przypadkiem. Selekcja naturalna, ot co.

A w tym drugim pudełku z reguły radośnie i przestronnie. Dobór dyktuje serce. Jeśli przymus – to też niejako będący wyborem, bo tak chyba nazwać można wytwór natury w postaci własnych, rozkosznych, hehe, dzieci. Jeśli się Pan decyduje… nie, Pan nie jest może najzręczniejszym przykładem, hm, no ale jeśli, dajmy na to, Ktoś zechciałby produkować własne kredki, to potrzeba kolejnej zmiany pudełka zdarza się, owszem, ale jest to uczucie chwilowe. Znika bez śladu, gdy małe kredki słodko śpią. Albo się wyprowadzają do swojego pudełka. I wtedy następuje rzecz niewiarygodna, zaczyna Ktoś odczuwać, ekhm, pustkę! Robi się jakby luźniej, za luźno, po kątach hula wiatr a pająk tka swoje misterne arcydzieła w opustoszałych przegródkach. Jest to uczucie dojmująco intensywne, zaczyna Ktoś uświadamiać sobie, że tyle życia poświęca się na idealne wychowanie dzieci - choć jeszcze nikomu to się nie udało - a potem rzuca się te nieidealne osobniki w przestrzeń i one sobie jakoś radzą. Etap podobnych refleksji jest chwilowy. Potem przychodzi spokojna ulga, zwłaszcza wtedy, gdy tożsame z Ktosiem kredki wracając z pracy wstępują do sklepu po niezbędne w takich sytuacjach napoje, leczące stęsknioną i ogarniętą wieloma filozoficznymi przemyśleniami duszę.

Do kawy dziś polecę Panu książkę przekorną, zabawną, może nawet trochę przerażającą. Utwierdzi się Pan w przekonaniu, że więzy krwi nie dają żadnej pewności, ludzka natura bywa przewrotna i lubi tarzać się w pozorach, a każda rodzina posiada jakieś mniej lub bardziej woniące trupy w szafie. Zna pan temat wszak. Lubi pan klimat lat 50? To świetnie, będzie Pan zadowolony! Może główna bohaterka trochę pana zirytuje, może zniesmaczy infantylnością, ale na lekkie i niezobowiązujące spotkanie na plaży – zapewniam – nada się.

I niech Pan czasem rąbnie dłonią w stół, panie Dulski! Czasem warto wyjść na prawdziwy spacer po prawdziwej plaży. Spacery po pudełku i brak cygar w… pudełku, i „niech to wszyscy diabli” wypowiadane zasadniczo również  w pudełku – bywają zwyczajnie i po ludzku niemoralne.

Dobrych i zdrowych relacji rodzinnych życzę każdemu z nas. Panu najbardziej!