Obserwatorzy

środa, 1 października 2025

Niewidzenie


 - ... no i nic nie widziałam! Kompletnie! Rozumiesz? Kobieta podsuwa mi dokument, pismo, jak pismo, czarny druk, widzę nagłówek, a reszta to rozmazane plamki znaków. Przecież dopiero co miałam te okulary nowe, widziałam dobrze, a teraz...

- Kiedy miałaś nowe? - Rob wierci się niespokojnie na kamiennym murku, próbuje ułożyć swoje długie ciało w pozycji w miarę wygodnej i oprzeć o siebie zsuwający się ciągle plecak.

- No kiedy, kiedy! - Mia odrzuca głowę do tyłu w geście zniecierpliwienia; ciemne, lekko falowane włosy opadają na plecy. - Ze trzy lata temu! Mówiła mi okulistka, że po pięciu latach pewnie trzeba będzie wzmocnić, ale to nie ten czas jeszcze!

- Mia! Miałaś je zapisane jeszcze przed diagnozą, byliśmy razem u optyka, to będzie nie tylko więcej, niż trzy, ale nawet więcej niż pięć lat! Pięć lat temu leżałaś już na oddziale...

Kobieta marszczy czoło i spogląda w bok, po czym przenosi wzrok na brata i z przekąsem odpowiada:

- Nie lubię przyznawać ci racji, ale niestety tym razem...

Plecak zsuwa się z murku i opada na trawę z ciężkim tąpnięciem, puszczając radosnego pawia z trzewi swojego płóciennego jestestwa. Nic szczególnego, męskie klamoty - konstatuje w myślach Mia i zerka na brata, który z głośnym westchnieniem zabiera się do zgarniania dobytku. Dopiero po chwili dziewczyna uświadamia sobie, że obok telefonu, dokumentów, bidonu z napojem, batonów energetycznych, kluczyków i portfela brat układa w największej komorze torby kosmetyczkę i jakieś ubrania. Nie bluzę i kurtkę, antidotum na nagłe załamanie pogody, tylko takie zwyczajne ciuchy do zakładania w domu; takie, co to rankiem ziewający szeroko człowiek wybebesza z szafy i przygląda im się uważnie, sprawdzając, czy na pewno czyste, a w przypadku facetów - zmysłem węchu kwalifikując do dziennego zestawu. Zawsze kwalifikując, dodajmy. Dżinsy, koszulki, skarpetki. 

- Rob... - brunetka próbuje, nomen omen, odziać nasuwające się niedyskretne pytanie w jak najłagodniejszy i najobojętniejszy ton. - Po co ci te ciuchy? Nie wracasz do domu?

- Nie.

- O!? - brwi, wraz ze znakiem zapytania puszczonym swobodnie między parkowe drzewa unoszą się lekko. - Powiesz mi? Czy mam udawać, że nie ma tematu?

- Co mam ci powiedzieć? Wiesz, jak jest. Nic nowego. Ciągłe pretensje, wszystko źle, że wracam późno, że zmywarka nie załadowana, że film wybieram nie taki, że na insta lajkuję półnagie laski...

- No bo lajkujesz! Też to niestety widzę, choć wolałabym nie. Po co to robisz? Jeżeli jesteś w związku, mówisz "kocham" i "pragnę", to serduszkowanie i komentowanie atencyjnych profili jest dla twojej kobiety jak strzał w pysk. Traci poczucie bezpieczeństwa. To nawet nie zazdrość, tylko z hukiem spadające zaufanie. Nie ma ciekawszych treści na social mediach? Lajkuj sobie i nawet dziewczyny, ale takie, które mają coś mądrego do powiedzenia, a nie puste, nieprawdziwe fantomy, przecież one w tej formie nie istnieją, nie występują w przyrodzie, wiesz o tym. To twór złożony z miliona filtrów. Nawet jeśli starają się być autentyczne. I to one pierwsze potem krzyczą w netach, że są przez mężczyzn przedmiotowo traktowane. 

- Ale dlaczego ty się zaraz tak odpalasz? Przecież taki lajk nic nie znaczy...

- Nie znaczy? To po co to robisz? Po co powiększasz grono męskiego wianka adoracji? Po co utwierdzasz - będąc tylko nic nieznaczącym lajkiem - taką istotę w poczuciu własnej, fałszywej zajebistości? Po co się z tym afiszujesz? Bo ładne zdjęcie? Kiepski argument, bo na zdjęciu jest konkretna laska z dużymi cyckami i zgrabnym, małym dupskiem, czy tam odwrotnie, nie wiem, faceci mają różne preferencje. Zmysłowe zdjęcia kobiet są pustym wabikiem, nie wartościową, artystyczną treścią. I bardzo krzywdzą istoty, które są naprawdę ważne dla takiego bezmyślnego ciołka. Zaangażowany, spełniony i mądry osobnik płci męskiej tego po prostu nie robi. Niezaangażowany zresztą też, bo nie ma takiej potrzeby.

- Dobrze wiesz, że faceci to wzrokowcy, patrzą na taką laskę, jak na ładny obrazek, zerkną, klikną, i idą dalej, nie oglądając się za siebie.

- Ale za nimi ciągnie się woń pozostawionego czerwonego serduszka. Taki znak, symbol, niczego nie sugerujący, taki... - dziewczyna ironizuje, obrzucając brata skrzącymi się piorunami spojrzeń  - ...taki strzał spermy w sam środek jej...

- Mia!! 

- ...dużych, ponętnych, niebieskich oczu! - śmieje się dziewczyna i nagle poważnieje. - Rob, to nie jest w porządku. A co, gdyby było odwrotnie? Wchodzisz na insta, klikasz rolki i scrolujesz nagle cały ciąg wystawionych, idealnych adonisów, którzy przemawiają do ciebie frazami głęboko filozoficznych tekstów typu: bądź sobą, bo po co być kimś innym..., albo: dziś jest twój dzień, uśmiechnij się do życia.... Przenikliwość i motywacja wywalone w kosmos. A przy wizerunkach tych szerokoklatowych, wymuskanych myślicieli bujają się serduszka z twarzą twojej kobiety...

- Kurde, no zastanowiłoby mnie to i wkurzyłbym się, ale baby tak nie robią, baby robią takie rzeczy w ukryciu!

- Taak? No coś ty!? I są przez to gorsze? Zdrada bardziej boli, jak jest sprytna i wyrachowana, i wyjdzie na jaw później?

- Przesadzasz, naprawdę, ta dyskusja nie ma sensu - chłopak wstaje z trawiastego fragmentu alejki, podnosi plecak i siada znów obok siostry na rozgrzanym lipcowym słońcem kamiennym ogrodzeniu. - Nie zdradzam jej. Może rzeczywiście masz rację, nie powinienem, te kobiety nic nie znaczą, ale taki jest teraz świat, wszystko dostępne, na wyciągnięcie ręki, masz tego mnóstwo, tych dziewczyn różnych, wystawionych, żeby klikać, podziwiać, bo ciało, tatuaż, usta zmysłowo rozchylone, te rzęsy... jak ty to mówisz? A, miotłorzęsy, tak, naszkicowane brwi, wypełnione usta, lalki, pacynki, iluzje, przerysowane, poprawione, podobne jedna do drugiej... Takie ciała są jak towar w sklepie, jak fast food, na chwilę nasycisz oczy i żołądek, ale na drugi dzień nie pamiętasz nawet, co jadłaś. Wiem, że w związkach to nie w porządku, ale teraz wszystko jest na chwilę, nawet związki...

Mia patrzy na brata i w oczach rosną jej łzy. Wszystko jest na chwilę... Tak, ma rację. Ale co, jeśli kochasz naprawdę, jeśli wypełnia cię prawdziwe uczucie, jeśli miłość ma szansę być gościem nie na moment, ale na całe życie, ale czujesz to tylko ty jedna, ty sama, a druga strona woli jednak chwilówkę, bo łatwiej jej karmić się iluzją i nie chce podjąć trudu utrzymania związku, bo trud jest niemodny, nie wpisuje się w rozpowszechnioną narrację dbania o własny dobrostan za wszelką cenę... Co wtedy?

Rob, jakby czytając w jej myślach spuszcza wzrok i kręcąc na palcu pasek od plecaka, tego niepokornego workowatego potwora, który siedzi obok jak trzeci, niemy towarzysz z wielkim brzuchem, gotów znów radośnie zjechać w cień rzucany przez mur, mówi cicho:

- Ja jej nie kocham. 

Zapada milczenie. Mia uświadamia sobie, że tak, też to widziała, czuła, kiedy spotykali się razem, kiedy oni patrzyli na siebie, mówili do siebie... Tam już nic nie było, żadnego iskrzenia, żadnego ognia, ale i chyba nawet wzajemnego lubienia i zrozumienia. Nie kłócili się, byli wobec siebie poprawni, smutno zwyczajni.

- W tym jest cały problem - kontynuuje. - Nie mam już sił dalej próbować, starać się, wmawiać sobie, że to tylko kryzys i że wystarczy przegadać, przeczekać, podjąć jakieś kompromisy. Po prostu... nie czuję do niej nic poza przyzwyczajeniem, minęło zauroczenie i nie mamy o czym gadać. Długo nie chciałem konfrontować się z tą myślą, ale... po co mam oszukiwać siebie i ją... Mógłbym tak w sumie jeszcze trwać, bo chyba się ciągle lubimy, wiemy o sobie wiele, wiesz, na zasadzie: kto jaką kawę pije i w jaki sposób zawija się w kołdrę przed snem... ale to nie wystarcza, Mia, to nie ma sensu. To jest dobre, stabilne, ale nie jest w miłości normalne. Nie po roku związku. To jest tak, jak z twoimi okularami... Jak łatwo jest przyzwyczaić się do niewidzenia... Jak łatwo spowszednieć w nieczuciu... Ale życie ucieka, szkoda go na kiepski wzrok i zimne, obojętne, byle jakie miłości... Nie chcę być takim... bezmyślnym widzem, jak na insta, że będę jej codziennie klikał serducho, pochwalę ładne nogi i dekolt, ale gdy będę w robocie, czy gdziekolwiek sam - nie pomyślę o niej nawet przez chwilę, bo nie będzie miała dla mnie żadnego znaczenia. Nie chcę jej tego robić, co więcej, jestem przekonany, że ona czuje podobnie. Dlatego... dlatego idź, Mia, do tego okulisty, zapisze ci lepsze okulary, szkoda życia na kiepskie widzenie, naprawdę, bo może ci umknąć coś bardzo ważnego. I mnie, i Klarze też. Nie można przyzwyczajać się do rzeczy niepełnowartościowych, kiedy życie ma w ofercie całe spektrum szczęścia, cały salon optyczny z okularami na widzenie, na prawdziwe, uczciwe widzenie. I na czucie. Siebie, świata, drugiego człowieka.
Matko, czego ty ryczysz, Mia? Laski są dziwne, naprawdę - chłopak patrzy na siostrę z czułością, obejmuje jej chude ramiona i całuje w skroń. - Wstawaj, idziemy.

Plecak, straciwszy troskliwe oparcie swojego właściciela ponownie spada i plaśnięciem wita się z podłożem. Młodzi patrzą na siebie i wybuchają śmiechem. Mia przez łzy widzi rozmazujące się w słonej wilgoci oszałamiające kolory zachodzącego za blokowiskiem słońca. Zieleń drzew w parku łagodnieje i przykręca soczystość o kilka tonów, w końcu odpocznie od upalnego dnia. Jaka ładna ta sprana, spłukana zieleń - myśli dziewczyna, i zatrzymuje na moment w oczach cały szeroki kadr, jak gdyby chciała zrobić zdjęcie, zaprojektować kolorową widokówkę z pozdrowieniami z wakacji, które są tylko na chwilę.

Jak łatwo przyzwyczaić się do niewidzenia.