Obserwatorzy

niedziela, 26 lutego 2023

Przy kawie o nieprawdach

 



Całkowicie zmyślona podróż w nieprawdziwym, wakacyjnym czasie, gdy kradniemy codzienności kilka zwykłych dni i wyrzucamy je falą kaprysu na nadbałtycką plażę. Zaskoczonym wzrokiem obejmujemy przekłamane morze, spokojne jak cisza, bez grzyw spienionej wody, bez szumu i huku przelewających się litrów. Fałszywy styczeń w przebraniu listopada, smętny i szary, muska wcale nie morskim wiatrem nasze zmęczone twarze i płacze drobnym deszczem, w rozpaczy, że zgubił gdzieś zimną biel, i chłodne błękity, i niebieskawość szybkich zmierzchów. Na brudnym i pełnym szpetnych niby–kawiarenek, niby–sklepów z pamiątkami i niby–ławek pomoście, który udaje molo z latarniami i ławeczkami niegdyś klimatycznymi, spacerują ludzie z nieprawdziwymi psami. Wiecznie zdziwione pekińczyki, chore na wodogłowie, z tendencją do wypadania oczu, smutne mopsy z krótkim oddechem i przesuszonymi gałkami ocznymi, z wysokim ciśnieniem czaszkowym, chude dogi o zbyt małym sercu, jak na tak słuszne, wysokie ciało i pocieszne bernardyny, skazane na chore stawy i zawały mięśnia sercowego. Podrobione psy, efekty szalonych snów niedojrzałych naukowców bez wyobraźni, w całkiem prawdziwych laboratoriach genetycznych. Wracamy umownym molo na promenadę gwiazd, gdzie nie ma prawdziwych gwiazd, i kupujemy sztuczne owoce, pochodzące z dojrzewalni, a nie z drzew, oraz fikcyjne pomidory, które smakują jak tektura. W sklepie z pamiątkami oglądamy porcelanowe miniaturki polskich latarń, prosto z Chin, oraz magnesy na lodówkę z letnim widoczkiem sielskiej, bałtyckiej plaży, podobno tej w Międzyzdrojach - made in Indonesia. Do torebki przypinam brelok, będzie miłym wspomnieniem - w rytm moich kroków kołysze się serduszko z oszukanego bursztynu, z zatopionymi w środku muszelkami, które nigdy nie widziały morza, gdyż są plastikowe i jedynie inspirowane. 

Żyjemy w świecie na wskroś nieprawdziwym. Fikcja bywa znośna, znormalniała nam, zatarły się granice pomiędzy tym, co jest, a tym, co powinno być. Drobnych nieścisłości dnia codziennego nie warto nawet wrzucać w świadomość, gdyż w dużej mierze nie mamy na nie wpływu, a one, bywa, nie mają bezpośredniego wpływu na nas. Książka, którą dziś proponuję Wam do kawy dowodzi jednak, że żyjemy tuż obok oszustw o wiele większych i takich, które zdmuchują z powierzchni zasłużonego, szczęśliwego życia, niczym piórko z dłoni, udręczone i bezbronne istoty. Rodzina. Taka sobie zwyczajna: rodzice, dwie córki, praca, szkoła, poprawne relacje ze środowiskiem. Wewnątrz zaś - prozaiczny, paradoksalnie normalny dramat jednej z dziewczynek; normalny dlatego, że sama ofiara nie jest przekonana co do tego, że powinno być inaczej. Tak po prostu jest. „Bo mama mówi, że przecież mnie kochają, a kiedy dostaję lanie, to tata nie ma na myśli nic złego”. Historia opowiedziana bez zbędnych emocji, nie przerysowana, momentami wręcz oszczędna. Dlatego tym bardziej wstrząsająca.  Ile mamy wokół siebie takich rodzin i podobnych dramatów w nich? O  ilu wiemy i zamykamy oczy, ile zaś jest nam nieznanych, pozornie dla nas niemożliwych? Jak wiele razy opowiadano nam historie, gdzie na wszelkie sygnały o przemocy domowej otoczenie, nawet to kompetentne, nie reagowało odpowiednio, lub wcale? Ile jest tchórzostwa w tym braku pomocnej dłoni, ile egoizmu, braku wiedzy, narzędzi, ile zwyczajnej ludzkiej niemocy?  Nie bez powodu w krótkiej powieści, po poszczególnych kartach życia narratorki przechadza się wrona, symbol nieszczęścia. Przemoc to zawsze nieszczęście, brak pomocy, pomimo niepodważalnych sygnałów i wołania o ratunek, to brak człowieczeństwa w człowieku. W książce szybko znajdziemy takich nieprawdziwych ludzi, dla których nie ma usprawiedliwienia, choć lekko pulsowało i współczucie, i chęć zrobienia czegoś odpowiedniego. Niektórzy bohaterowie zawiedli w sposób niewiarygodny.

Nie można zamykać oczu na krzywdę ludzką, zwierzęcą, jakąkolwiek. Nie można godzić się na nieprawdę, bądźmy czujni i empatyczni, szukajmy wsparcia profesjonalistów, jeśli sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć problemu. Działania pomocowe to często długi i trudny proces.

Nie ma sytuacji bez wyjścia i nie ma istot, dla których wszelkie drogi pomocy są zamknięte. Każdy, najdrobniejszy nawet gest, może zmienić czyiś świat.

Odwagi w zmienianiu otaczających nas małych, indywidualnych, trudnych światów serdecznie życzę i sobie, i Wam!