Obserwatorzy

niedziela, 14 lutego 2021

Przy kawie... co z tą miłością?

 



Siedzisz sobie spokojnie, umoszczony w życiu jak w wygodnym fotelu. Masz jasne, wypoczęte spojrzenie, zrelaksowany umysł i sprecyzowany egzystencjalny cel. Wiesz, kim jesteś, dokąd zmierzasz i czego oczekujesz. I nagle… łup! Dopada cię nagle, niespodziewanie, z reguły bez ostrzeżenia. Pozbawia jasności myślenia, regularnego oddechu, zmusza do karykaturalnych zachowań, odbiera rozsądek, czasem i godność. Uzależnia cię zupełnie od spojrzeń, słów i gestów - czyichś. Zniewala. Sprawia, że nagle cały twój pomysł na życie blednie, twoje, do tej pory w równym rządku ustawione zadania i plany w panice wyskakują ze swoich dołków i biegają w kółko jak szalone, potrącając się nawzajem, pogrążone w chaosie, ogarnięte szaleństwem; zbierasz je czasem w pośpiechu, usiłując ułożyć z powrotem ale nigdy, nigdy! nie uda ci się rozmieścić ich tak samo, jak wcześniej.  Sam zachowujesz się jak szalony, zmieniasz kurs, zakłócasz nawigację silnymi wyładowaniami dopaminy a płonące z tęsknoty serce zasnuwa kłębami dymu całą twoją codzienność, ograniczając widoczność do wyciągnięcia drżącej dłoni. Tracisz oddech. Ślepniesz. Głupiejesz. Nie rozumiesz. Pochylasz głowę z uszkodzonym płatem czołowym i jak w amoku narkotykowym pragniesz zatracić się zupełnie w błogiej agonii, błagając o więcej, odbijając się w lustrze oczu nie swoich; pragniesz nie mieć już siebie na wyłączność, mieć siebie tylko po to, by nie być sobą.
Po co ci to?
Miłość.
Jedno z najbardziej agresywnych, niewytłumaczalnych uczuć. Potrafi odebrać ci wiele, a i tak pragniesz jej jak powietrza, ulegasz hipnotyzującej energii, lecąc do niej jak głupia ćma do kręgu światła. Wielbisz jej mroczne piękno i stan uzależnienia, a ona stanowi emocjonalne paliwo, na którym jedzie twój świat, ona zmienia twoje priorytety, a ty jesteś jej wdzięczny, że niszczy i burzy, jednocześnie tworząc nową jakość. I chyba dlatego właśnie jest potęgą – bo  paradoksalnie, na ruinach twojego zburzonego spokoju buduje najpiękniejsze miasta życiowego szczęścia i spełnienia, projektuje ogrody totalnie szalonego ograniczenia wolności, o które pieczołowicie dbasz. Jest łatwo, bo o ile wszystko zadzieje się pomyślnie, nie jesteś już sam. Kochasz. I we wzajemności tego uczucia dostrzegasz swój już spokojny cel i przeznaczenie.
Nie musi być tak dramatycznie, bo miłość składa się z wielu odmian niewoli; miłość dwojga wcale nie jest więzieniem najistotniejszym, nie jest na szczycie skali, nie jest największą mocą pokrętła. 
Kogo i co kochasz dzisiaj?
Twojego męża, żonę, dziewczynę, chłopaka? A może roześmiane oczy twojego dziecka? Jego małe dłonie obejmujące twoją szyję w poczuciu bezgranicznego uwielbienia? Może wytarzaną w śniegu sierść twojego psa i jego czterołapną szczęśliwość bycia tu i teraz z tobą? Psi nos mokry na zdrowie i pachnące poduszki łap? A przymknięte z poczuciem błogiego rozleniwienia oczy twojego kota, jego jaśniewielmożną, często obrażoną puchatość – kochasz? Może kochasz aktualnie czytaną książkę, która uderza w ciebie trafnością słów takich, jak: „Może i grzechem żyjesz, ale niemiłość jest grzechem potężniejszym”? Kochasz zachmurzone niebo nad tobą, cichy, leśny trakt, z nienaruszoną warstwą śniegu, który skrzypi pod twoimi stopami? Świerk, strząsający czapy białego puchu, jak gdyby otrzepywał się z niesmakiem, że jego zielona doskonałość została zbrukana? I jeszcze kubek, w niebieskie kropki, z malinową herbatą, albo dumną w porcelanowym poczuciu własnej wartości filiżankę z kawą, bez której nie da się żyć? Kochasz?
Kochaj!
Życie kochaj!


Do kawy dziś najnowsza książka Katarzyny Grocholi „Zjadacz czerni 8”. O miłości, podanej w różnych daniach, trochę poszatkowanej, a trochę w całości, tu i ówdzie doprawionej, ale i z naturalnym posmakiem goryczy. Lecz jak to u tej autorki  bywa – wszystko ze smakiem.
Wspaniałego, radosnego, przeżytego w słodkim poczuciu niewoli Dnia Zakochanych! 😊