Siedzisz sobie spokojnie, umoszczony w życiu jak w wygodnym
fotelu. Masz jasne, wypoczęte spojrzenie, zrelaksowany umysł i sprecyzowany egzystencjalny
cel. Wiesz, kim jesteś, dokąd zmierzasz i czego oczekujesz. I nagle… łup!
Dopada cię nagle, niespodziewanie, z reguły bez ostrzeżenia. Pozbawia jasności
myślenia, regularnego oddechu, zmusza do karykaturalnych zachowań, odbiera
rozsądek, czasem i godność. Uzależnia cię zupełnie od spojrzeń, słów i gestów -
czyichś. Zniewala. Sprawia, że nagle cały twój pomysł na życie blednie, twoje,
do tej pory w równym rządku ustawione zadania i plany w panice wyskakują ze
swoich dołków i biegają w kółko jak szalone, potrącając się nawzajem, pogrążone
w chaosie, ogarnięte szaleństwem; zbierasz je czasem w pośpiechu, usiłując
ułożyć z powrotem ale nigdy, nigdy! nie uda ci się rozmieścić ich tak samo, jak
wcześniej. Sam zachowujesz się jak
szalony, zmieniasz kurs, zakłócasz nawigację silnymi wyładowaniami dopaminy a
płonące z tęsknoty serce zasnuwa kłębami dymu całą twoją codzienność,
ograniczając widoczność do wyciągnięcia drżącej dłoni. Tracisz oddech.
Ślepniesz. Głupiejesz. Nie rozumiesz. Pochylasz głowę z uszkodzonym płatem
czołowym i jak w amoku narkotykowym pragniesz zatracić się zupełnie w błogiej
agonii, błagając o więcej, odbijając się w lustrze oczu nie swoich; pragniesz nie
mieć już siebie na wyłączność, mieć siebie tylko po to, by nie być sobą.
Po co ci to?
Miłość.
Jedno z najbardziej agresywnych, niewytłumaczalnych uczuć. Potrafi odebrać ci wiele,
a i tak pragniesz jej jak powietrza, ulegasz hipnotyzującej energii, lecąc do
niej jak głupia ćma do kręgu światła. Wielbisz jej mroczne piękno i stan
uzależnienia, a ona stanowi emocjonalne paliwo, na którym jedzie twój świat, ona
zmienia twoje priorytety, a ty jesteś jej wdzięczny, że niszczy i burzy,
jednocześnie tworząc nową jakość. I chyba dlatego właśnie jest potęgą – bo paradoksalnie, na ruinach twojego zburzonego
spokoju buduje najpiękniejsze miasta życiowego szczęścia i spełnienia,
projektuje ogrody totalnie szalonego ograniczenia wolności, o które
pieczołowicie dbasz. Jest łatwo, bo o ile wszystko zadzieje się pomyślnie, nie
jesteś już sam. Kochasz. I we wzajemności tego uczucia dostrzegasz swój już
spokojny cel i przeznaczenie.
Nie musi być tak dramatycznie, bo miłość składa się z wielu odmian niewoli;
miłość dwojga wcale nie jest więzieniem najistotniejszym, nie jest na szczycie
skali, nie jest największą mocą pokrętła.
Kogo i co kochasz dzisiaj?
Twojego męża, żonę, dziewczynę, chłopaka? A może roześmiane oczy twojego
dziecka? Jego małe dłonie obejmujące twoją szyję w poczuciu bezgranicznego
uwielbienia? Może wytarzaną w śniegu sierść twojego psa i jego czterołapną
szczęśliwość bycia tu i teraz z tobą? Psi nos mokry na zdrowie i pachnące
poduszki łap? A przymknięte z poczuciem błogiego rozleniwienia oczy twojego
kota, jego jaśniewielmożną, często obrażoną puchatość – kochasz? Może kochasz
aktualnie czytaną książkę, która uderza w ciebie trafnością słów takich, jak:
„Może i grzechem żyjesz, ale niemiłość jest grzechem potężniejszym”? Kochasz
zachmurzone niebo nad tobą, cichy, leśny trakt, z nienaruszoną warstwą śniegu,
który skrzypi pod twoimi stopami? Świerk, strząsający czapy białego puchu, jak
gdyby otrzepywał się z niesmakiem, że jego zielona doskonałość została zbrukana?
I jeszcze kubek, w niebieskie kropki, z malinową herbatą, albo dumną w
porcelanowym poczuciu własnej wartości filiżankę z kawą, bez której nie da się
żyć? Kochasz?
Kochaj!
Życie kochaj!
Do kawy dziś najnowsza książka Katarzyny Grocholi „Zjadacz czerni 8”. O
miłości, podanej w różnych daniach, trochę poszatkowanej, a trochę w całości, tu
i ówdzie doprawionej, ale i z naturalnym posmakiem goryczy. Lecz jak to u tej
autorki bywa – wszystko ze smakiem.
Wspaniałego, radosnego, przeżytego w słodkim poczuciu niewoli Dnia Zakochanych!
😊