Nie płacz.
Chociaż… może lepiej sobie popłacz, niech Twój żal spłynie łzami w szumiący
potok bezradności i wypłynie na głębokie wody spokoju. Masz w sobie taką
niepojętą moc przerabiania rozpaczy w siłę, nie wiem, jak Ty to robisz, i skąd
ją bierzesz. Płakałaś, kiedy Twój mężczyzna wyruszał na wojnę, a Ty zostawałaś
z dziećmi, dobytkiem, niepewną przyszłością, nie mając żadnej gwarancji na to,
czy go jeszcze zobaczysz… a gdy znikał za rogiem, ocierałaś łzy i brałaś tę
ciężką codzienność na ramiona najlepiej jak umiałaś, brnąc po kolana w smutku i
strachu, nie upadając, wierząc, czekając. Płakałaś, gdy głodna wiedzy i z nieprzyzwoitym,
nader wybujałym intelektem chciałaś poznawać świat i swoim talentem zmieniać go
na lepsze, ale zamknięto przed Tobą drzwi uczelni bo przecież nie nosisz spodni
i Twoje miejsce jest w domu, w kuchni, w sypialni i w bawialni dziecięcej… a
potem ocierałaś łzy i nocami, przy dopalającym się kaganku studiowałaś zdobyte
podstępem księgi, marząc o innym życiu dla siebie. Połykałaś gorzkie łzy, gdy
szef z pobłażliwą wyższością spoglądał na Twoje wyniki pracy, doskonalsze od efektów
Twoich kolegów z sąsiedniego biurka, ale przecież jesteś tylko niunią w
szpilkach więc premia, stanowisko i wyższa pensja należy się mężczyznom, Tobie
tylko oszczędna pochwała… a potem poprawiałaś makijaż i doskonaliłaś swoje
wyniki, wierząc, że kiedyś ktoś Cię doceni. Łkałaś w ukryciu, gdy Twoje
wyczekane i wymarzone dzieciątko okrutnie raniło Ci piersi podczas karmienia, wypłakiwało
niemowlęcy ból istnienia doprowadzając Cię do szaleństwa, nie uznawało
wypoczynku nocnego, a Twoje otoczenie jednogłośnie krzyczało, że wszystko
robisz źle, nie tak, nie umiesz, nie potrafisz, jesteś beznadziejną matką… a
potem przychodził w końcu taki moment, że płakałaś już tylko ze wzruszenia,
przytulając do siebie drobne, bezcenne ciałko, wiedząc już, że ono samo nauczy
Cię wszystkiego i powie, czego potrzeba i jemu i Tobie, bo Twoja matczyna
intuicja jest najdoskonalszym wytworem natury. Z Twojej powieki spadła cicha
łza, gdy powiedziałaś, że nie chcesz być matką, nie czujesz się gotowa by
podarować komuś istnienie i prowadzić nowego człowieka dalej przez życie, że
nie ma w Tobie instynktu macierzyńskiego i najwyraźniej nie jest tak całkiem
naturalny, bo go po prostu nie czujesz… i wtedy spadł na Ciebie okrutny hejt,
zarzucano Ci dziwność, wynaturzenie, karygodne odchylenie od normy, bezuczuciowość,
pokazywano palcami i kręcono nad Tobą głową z niesmakiem … a Ty otarłaś tę
jedną, jedyną łzę i wiedziałaś, że nie mają racji, że to jest Twoje życie i
powinnaś słuchać swojego serca, które każe Ci realizować się zupełnie
inaczej, niż statystyczna większość
Twych sióstr, ale nie mniej pięknie, z niepodważalnymi wartościami, które na
dłoni niesiesz światu, z radością, której najczęściej brakuje wyznawczyniom
zasad „bo wypada” i „tak trzeba”. Do
granic możliwości poniżona i poraniona płakałaś, gdy ten, któremu oddałaś swoje
serce, któremu zaufałaś i uwierzyłaś, gdy mówił, że tylko Ty, na zawsze i do
końca świata, w pośpiechu pakując walizkę odchodził do innej, młodszej,
ładniejszej, rzucając Ci w twarz wyświechtane ochłapy frazesów, słów bez
znaczenia, które wypowiada się na zawsze na odczepnego, słów wypranych z uczuć,
zimnych i niepotrzebnych… a potem siadałaś w pustym mieszkaniu z lampką winą i
odkrywałaś bezbrzeżnie zdumiona, że to był zwykły dupek, że ona nie jest wcale
ładniejsza, że nic nie jest Twoją winą, że się po prostu pomyliłaś w ocenie, że
towar był wysoce wadliwy, ale to nie znaczy, że wysokiej jakości produktu nie
ma wcale, otóż jest, prawdziwa miłość gdzieś tam na Ciebie czeka, dojrzała i
bogatsza o cały wszechświat Twoich doświadczeń.
Płakałaś, bo czułaś się bezradna, samotna, bezwartościowa; bo wymagano od
Ciebie poświęceń większych niż Twoje siły; bo próbowano zabrać Ci godność i
wolność; bo usilnie dąży się do zabrania Ci praw wcale nie kobiecych, lecz
zwyczajnie ludzkich; bo czujesz, że Twój głos i Twoja wola echem odbija się od
ściany. Płakałaś. Ale już nie musisz. Twój płacz jest symbolem Twojej siły, której
źródło bije w niezwykłej wrażliwości. To ta stanowcza i mądra wrażliwość jest
Twoją tarczą, którą odeprzesz atak wroga, a imię jego to nakaz, to powinność,
to ograniczenie.
Jesteś wolna. Żyj. Kochaj. Decyduj. Nie pozwól. Nie musisz. Możesz.
Najpiękniej. Jak chcesz.
Jesteś kobietą. To słowo ma w sobie delikatność motyla i potęgę atomu,
łagodność baranka i moc wybuchu wulkanu. To słowo to Ty.