Droga! Najdroższa!
Piszę do Ciebie ten niedługi
list, gdyż wiem, jak bardzo lubisz słowa. Staram się, jak mogę, niezdarnie próbuję
je wiązać tasiemkami zdań, ozdabiać najbardziej wyszukanymi epitetami, sypać
obficie słodką interpunkcją, dyscyplinować akapitami i puszczać swobodnie po
kuleczkach wielokropków, ale choćbym nie wiem, jak się starała, nie dorównam
Twoim własnym kunsztownym librettom przekazu. Moje nieudolne starania, żałosne
grafomaństwo, to ledwo nikła próba naśladowania Twojego sposobu chodzenia,
umieszczania stóp w Twoich śladach. Trudno mi wyrazić moje uwielbienie
ku Tobie tak dokładnie, jak chciałabym, oraz tak pięknie, jak na to
zasługujesz; moja niezgrabność rzeźbienia
słów blokuje najszczersze ku temu chęci i potrzeby. Niech ta toporność w
kwestii tworzenia emisji nie zniechęca Cię do dalszego wysłuchania tego, co
strumieniem uczuć z serca i umysłu wypływa. Zatem! Będzie szczerze i nieco
tkliwie, z wiarygodnych źródeł wiem, że lubisz sentymenty, zresztą tak samo jak
nie gardzisz okrucieństwem, wstrząsającymi obrazami dramatycznych zdarzeń,
prawdą, nieprawdą, rzetelnością informacyjną, wymyślonymi światami i postaciami
nie z tej ziemi. Za to Cię cenię najbardziej, za wielobarwność, różnorodność i
optymalizację wyrazu, za dostosowanie się do życia w każdym aspekcie i formie,
za wychodzenie naprzeciw potrzebom i marzeniom wielu. Kiedy pomyślę, ilu ludziom
pragniesz się przypodobać, ciemna i bezdenna zazdrość pochłania mnie całą, a
jednocześnie dumna jestem ogromnie, że jestem jednym z nich, jedną z tych
spragnionych, zauroczonych i zachłannych istot! Twoja chęć pomocy każdemu,
Twoja empatia i czysty altruizm wzruszają mnie i wznoszą na nigdy nie kończące
się wyżyny podziwu. Jesteś prawdziwym sensem mojego życia, odkąd pamiętam,
odkąd objawiłaś mi się w formie lekko nadgryzionych kartonówek, poprzez kolejne
kolorowe formy wyrazu, jakimi opowiadałaś odsłaniający się przede mną świat, aż
do czystej i doskonałej postaci, w jakiej uwielbiam Cię po moje świadome,
dorosłe dziś. Idę z Tobą przez każdy mój
dzień i nie pamiętam takiej daty, którą musiałabym zapisać jako dzień bezpowrotnie
utracony, bo bez Ciebie. Zasypiam razem z Tobą, najczęściej w miłosnym uścisku
ramienia i budzę się w środku nocy, spanikowana, zastanawiając się, gdzie
jesteś, szukam gorączkowo przeczesując czerń godzin i wzburzone wody pościeli.
Czasem chowam Cię pod poduszką chroniąc przed złymi snami, a rano odkrywam
czule, gładząc po ciemnych kaskadach liter. Pijemy razem kawę, potem się
rozstajemy, by wieczorem znów spotkać się oko w oko, Ty – dystyngowana, zawsze
otwarta na propozycje i chłodno zaangażowana, ja – pełna emocji, stęskniona i
wiecznie nienasycona. Bywa, że na pełnej zakrętów drodze dnia uda mnie się
przystanąć, i dotknąć Ciebie, chowającej się w trawie różnych zobowiązań i
powinności; czasem szukam Cię tam celowo, podarowując sobie ten krótki moment i
tę niewielką przestrzeń. Uczucie mnie tłumaczy i rozgrzesza. Nie przeszkadza mi
Twoja rozważna obojętność. Nie zmienia to w żaden sposób mojego do Ciebie
afektu, i przysiąc Ci mogę, że wierna Ci będę do końca mego czasu, do mej
ostatniej świadomej myśli.
Kocham Cię!
Kocham Cię, Książko!
Twoja oddana Czytelniczka -
w imieniu oraz z pełnomocnictwa
wielu!