Obserwatorzy

czwartek, 12 marca 2020

Nie lubię czytać




Niełatwo mnie zaskoczyć. W nieprzeniknionej gęstwinie własnych preferencji czytelniczych, w zaroślach sympatii autorskich, w plączących się wodorostach literackich wyborów skrzętnie ukrywam znajomość nie tyle tworów książkowych ukazujących się na rynku wydawniczym, co wrodzony i kłopotliwy trochę echolokator namierzania. Taki sondopodobny impuls niechciany, który każe mi natychmiast i niezwłocznie wejść w posiadanie tej właśnie a nie innej książki. Radar rzadko kiedy się myli, gdyż sukcesywnie olejowany czytelniczą intuicją pracuje sobie wesoło oznaczając co i rusz kolejny cel. I tak rośnie sobie radośnie stosik wstydu, papierowy i elektroniczny, a ja zwijam się z bólu nienasycenia i niedoczytania.

A przecież nie lubię czytać. Wszak najważniejsza jest dla mnie rodzina, nigdy niegasnące ognisko domowe, i dzieci. Tak, dzieci! "Dzieci zaczynają od zera, od pustych kartek. Są nowe, jak świece z całym knotem i chleb, z którego nikt nie odkroił nawet piętki". Z genialnie prostej, nielukrowanej historii o macierzyństwie, któremu wolno popełniać błędy wyłuskuję z zachwytem osobę rezolutnej, pięcioletniej Krysi, która w sposób bliźniaczo podobny do sztuczek mojej własnej córki uczy mnie życia idealnie spełnionego: "W życiu nie trzeba nic kupować, tatusiu. W życiu trzeba spać na trawie i wywoływać zdjęcia". Jak dobrze jest ufać dzieciom, jak dobrze jest pozwolić im na wspólne budowanie przestrzeni, gdzie wszystko jest proste ale jednocześnie relatywnie zmienne i wytłumaczalne. To piękny świat, bliski wielu autorom, nie tylko przy okazji lekkich tematów; pani Grochola na przykład przekonuje nas w swoim obyczajowym kryminale, że nawet krzywda ludzka, przemoc i zło mają swój korzeń i swoje źródło, i dadzą się pomalować kolorami usprawiedliwienia: "Nic nie jest czarne, ani białe. (...) I jedyne, czego się musisz wystrzegać, to ludzi bez wątpliwości".
Życia nie da się malować jedną kredką i realizować jednym szablonem. Zczytuję jednym niemalże tchem strony "Chrobotu" i chłonę inspirujące historie ludzi z różnych zakątków świata; wynika z owych historii oczywisty fakt, iż rzeczywistość nie zawsze jest łatwa w obsłudze ale warto próbować się z nią mierzyć: "Tata nauczył ją wielu modlitw, mama tylko jednej: Jeśli ci czegoś trzeba, poproś o to świat. Świat da ci wszystko, czego potrzebujesz, jeśli nikogo tym nie skrzywdzisz". Optymistycznie? Tak! Nie będzie odkrywczym fakt, że to nasz umysł generuje nam  matrycę egzystencjalnego losu, i cokolwiek trzymamy  w okowach podświadomości prędzej czy później wybije na powierzchnię. Czasem trwa to długo, i wymaga pokonania demonów przeszłości, jak w "Taśmach rodzinnych" , gdzie autor umieszcza głównego bohatera w krzywym zwierciadle współczesnej Polski, wplatając go dodatkowo w zawiłą sytuację rodzinną i każąc poszukiwać niejako własnego odbicia: "Bumelował. Mogło się wydawać, że jest leniwy. A on tylko oszczędzał energię na większe sprawy". Jednym większe sprawy i większe możliwości da świat, inni uparcie poszukują duchowości, bo tylko ona obdarowuje ich poczuciem sensu istnienia i daje nadzieję. Szukają więc w kościołach, w zakonach, w osobach duchownych, w sobie. Przejmująco tęsknią: "Życie osoby wierzącej to nieustanne przedzieranie się do Boga, odbijanie się od jego milczenia (...). Czy Boga można pojąć? (...) Brakuje mi Boga, który się odsłania, który pozwala usłyszeć i doświadczyć. Boga, który jest zaprzeczeniem ludzkiego o Nim wyobrażenia".
Jednak kiedy wydaje się, że mimo wszystko życie to zlepek naszych własnych pragnień i wystarczy chcieć by móc, a pozytywna podświadomość załatwi wszystko, jak grom z jasnego nieba spada literackie zło, takie, które z niemalże fizyczną satysfakcją zwycięża nad dobrem, takie, w którym pragnienie bogactwa i władzy każe zabijać i niszczyć - siostrę, przyjaciółkę, rywalkę. Współczesna Balladyna, dramat o funkcjonowaniu zła w nowoczesnym wydaniu, mroczny zbiór opowiadań, w których nie ma litości: "(...) marzenia są dla bogatych, czyli nie dla nas. A teraz śpij. Raz, dwa, trzy... I stało się tak, że młodsza z sióstr umarła jako druga, a starsza jako pierwsza. Czas ich życia się zrównał. I nareszcie były takie same. " Takie to literackie zło z szelmowskim uśmiechem informuje mnie, że nie, nie wystarczy produkować sobie w umyśle samych dobrych myśli, nie wystarczy optymalnie programować sobie podświadomości w kierunku jasnej strony mocy. Czasami nasza wrodzona radość życia nie wystarczy. Dobitnie przekonuje o tym literatura dotykająca tematu Holocaustu. Tam człowiek, cały arsenał możliwości, myśli, marzeń to tylko cel eliminacyjny: "Żeby nienawidzić, należy najpierw odczłowieczyć, sprawić, że znienawidzony człowiek przestanie być człowiekiem, a stanie się robakiem, tyleż groźnym, co niepotrzebnym". I nagle, na tym smutnym tle i w  przygnębiającym kontekście zupełnie innego znaczenia nabiera fragment skądinąd świetnej, aryciekawej książki przybliżającej laikom świat chemii i procesów jej dotyczących: "Ostatecznie to wy, którzy czytacie te słowa, jesteście niczym innym jak właśnie kupkami molekuł, które rozmyślają o molekułach".
Mamy jednak to cholerne szczęście, że żyjemy w miejscu i w czasie pokoju. Możemy się wygodnie ulokować w życiu, rozsiąść z rozmachem i rozstawić wokół to, co nam się najbardziej podoba. Możemy brać się za bary z rzeczywistością, nawet jeśli czasami coś tam uwiera, coś spada na głowę i ciężko strzepnąć od razu jak uciążliwy paproch z rękawa. Możemy sobie własne istnienie wymyślić i nadać mu kształt; to chyba właściwie jedyna rzecz, jakiej się od nas wymaga i jakiej sami od siebie oczekujemy: "(...) przychodzi jednak moment w życiu, w którym musisz przestać wybierać i zacząć żyć decyzją, wyborem (...). Nie można mieć do końca życia niewybranego życia".

Nie lubię czytać. Ponieważ ja nie czytam. Ja chłonę. Asymiluję. Napawam się i rozkoszuję. Upajam się i odurzam każdym przeczytanym słowem, każdym sformułowaniem, dialogiem, opisem i myślą. Czytanie mnie definiuje i dookreśla. Uwielbiam zwiedzać literackie światy, przyglądać się bohaterom, czasem z boku, czasem wskakując na moment w ich skórę. Lubię spoglądać na krajobrazy rysowane słowem pisanym, dotykać przedmiotów i rzeczy. Lubię być w świecie słów istotą zdziwioną, zaintrygowaną, smutną, wesołą, zniesmaczoną, przerażoną, rozczuloną i emocjonalnie rozbitą. Lubię roześmiać się w głos i ukradkiem obetrzeć łzę. Lubię przykleić sobie książkę lub czytnik do dłoni na długie godziny nocne i zapomnieć się zupełnie w czasie i przestrzeni. Tak, to lubię.
Tylko czytać - nie lubię.

W tekście wykorzystano fragmenty z następujących książek: "Krysia. Mała książka wielkich spraw" Michalina Grzesiak, "Zranić marionetkę" Katarzyna Grochola, "Chrobot" Tomasz Michniewicz, "Taśmy rodzinne" Maciej Marcisz, "Zakonnice odchodzą po cichu" Marta Abramowicz, "Balladyna" zbiór opowiadań, "Czerń i purpura" Wojciech Dutka, "Śmierć przy myciu zębów. Chemia dla zabieganych" Mai Thi Nguyen-Kim, "Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci" Marcin Prokop, Szymon Hołownia.