Obserwatorzy

sobota, 19 grudnia 2020

Przy kawie... o różnych odcieniach szarości


 

Coś trzasnęło, huknęło i runęło w dół. Rozpadło się w pył. Z oparów kurzu powstała hybryda, taki nieforemny stwór, na który patrzymy nieufnie, bo niby znany, niby podobny, ale zaskakująco zmienny, i przerysowany jakiś taki, nie do końca zrozumiały. Imię jego: Nowa rzeczywistość.
Trzy pary drzwi. Zamkniętych. Nasłuchuję.
„Open your books... Repeat after me... What is the name of this animal...”, „Funkcję ef nazywamy funkcją liniową, jeśli określona jest wzorem… gdzie a i be… Zbiór zadań, strona dwunasta…”, „Kto przeczyta czytankę z literką „Y”? Maciuś, głośno! Napiszcie teraz literkę po śladzie i całą linię”. Tajemne szyfry z kosmosu? Telewizor z samoistnie przeskakującymi programami? Omamy słuchowe? Nie, to tylko zdalne nauczanie i troje moich pociech zamkniętych w pokojach na czas lekcji. Etap: Kamerka mi nie działa! Słyszę panią, a ona mnie nie! Nie rozumiem! Nie mogę znaleźć łapki do zgłaszania! Laptop mi się zawiesił! Zerwało się połączenie! Wywaliło mnie! Gdzie jest ten czat? ... -  chwilowo mamy za sobą, aczkolwiek jest to ciągły i żywy proces z tendencją nawracającą. W ciągu kilku miesięcy zmuszeni zostaliśmy do takich przeobrażeń w kwestii codziennego życia, że trudno już chyba nawet przypomnieć sobie dokładnie, jak było wtedy. Milion lat temu. Zanim huknęło. I może nie siedziałabym teraz w przedpokoju na podłodze, z kubkiem kawy w dłoni i książką pod pachą, taka zrezygnowana i zaniepokojona – wszak do wszystkiego się można przyzwyczaić a każda zmiana ma też i swoje plusy – gdyby nie pan Szamałek, który wkroczył do mojego życia cichaczem, kradnąc mi ze cztery noce i całkiem spore godziny ostatnich dni. Koleś, który swoją trylogią „Ukryta sieć”, z pomysłowo skonstruowaną fabułą, daje nam trochę po głowie głębokim niepokojem  w kwestii wiecznie rozwijającej się technologii telekomunikacyjnej i komputerowej, w kwestii niepohamowanego rozwoju cyfryzacji i powstawania co rusz nowych, karkołomnych przepaści Internetu. Daje po głowie, bowiem chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, jak ta sfera życiowa na nas wpływa, ile niebezpieczeństw niesie ze sobą i jak mało bezpieczni jesteśmy w wirtualnej rzeczywistości. Trochę w jego książkach o cyberprzestępczości, i o najmroczniejszych zakamarkach Internetu (takich jak Dark Web), i o tym, jak nieanonimowi jesteśmy  w sieci, ile informacji można o nas znaleźć, jakie ślady zostawiamy i jakie dane o nas mogą być zbierane. Wszystko to pięknie opakowane w ciekawą treść beletrystyczną, od której trudno się oderwać. I może nie smuciłoby mnie to aż tak bardzo, jako że mam wszak ogólną świadomość tego, w czym rzecz. Może skupiłabym się na czystym zachwycie książką jako lekturą niezwykle interesującą, pogratulowałabym panu Szamałkowi wiedzy w dziedzinie tychże technologii i umiejętności kupienia sobie czytelnika w sposób najzupełniej uczciwy. Może. Przeszkadza mi w tym jednakowoż fakt posiadania na tymczasową własność kilkorga latorośli, które w sposób jak najbardziej aktywny uczestniczą w tym pełnym zagrożeń internetowym życiu, nie tylko rozrywkowo czy też informacyjnie, ale i ostatnimi czasy na wskroś edukacyjnie.  I żeby było jasne  - odcieni szarości jest mnóstwo! Internet ma również sporo jasnych stron, pozytywnych, przepełnionych możliwościami, tętniących dobrym rozwojem i emanujących walorami edukacyjnymi. Pytanie tylko, jak nauczyć dzieci korzystania tylko z tego dobrego? W jaki sposób przekazać im umiejętności wyszukiwania treści, które będą niewątpliwą wartością w ich życiu? Jak przestrzec je przez wirtualnym niebezpieczeństwem i zainstalować w młodych umysłach wstręt wobec ciemnej strony internetowej mocy? Jak wpoić umiejętność filtracji i potrzebę filtracji, uchronić od pokus nieproduktywnej, niczym nie popartej  ciekawości? Najbardziej przykra i niepokojąca jest w zasadzie nie tyle ciekawość zajrzenia gdzieś tam, i nawet nie naiwność, ale fakt, że tak łatwo, tak dziecinnie prosto jest zwyczajnego użytkownika Internetu wykorzystać, oszukać, ukraść nie tylko bezduszne cyfrowe dane ale i tożsamość, godność ludzką, zaufanie do ludzi, do świata. No i radość. Taką zwyczajną radość życia.

Ale żeby nie było tak całkiem przygnębiająco, na koniec powiem Wam, że dziś trochę cieszę się z tego całego Internetu – bo dzięki niemu mogę te słowa do Was pisać, i książki Wam polecić, i życzyć Wam udanego, niekoniecznie internetowego weekendu, wśród realnych – nie wirtualnych! bliskich, i wśród prawdziwej, nie foto-obrazkowej przyrody.

Uważajcie na siebie!

Ja zaś wskakuję  z przyjemnością w trzeci tom „Ukrytej sieci”. Przy filiżance mojego ulubionego napoju, rzecz jasna.

Macie dziś również coś dobrego do kawy?