Leżeć w wysokiej trawie, celebrując łąkową przestrzeń,
wiejską aglomerację gatunków na różnym etapie rozwoju, nad którą czuwa natura -
matka najdoskonalsza, albo siedzieć na
mchu, przy pniu starego dębu, w pozie swobodnie opartej, obserwować leniwie
płynące chmury, słuchać pokrzykiwania jerzyków, albo iść… iść leśną ścieżką,
niespiesznie, sycąc wzrok zielenią i brązami
w milionie odcieni, z wolna skubiąc liść akacji: kocha, lubi,
szanuje…,zatrzymać się przy porytym, na wpół wyschniętym bajorku i stać
oniemiałą w zachwycie nad rozgrzebaną raciczkami historią całych rodzin dzików…
I dostrzec zająca za bukowym zagajnikiem, zastygłego w czujnym nasłuchiwaniu,
chwilkę małą, moment jeden bo w następnym już tylko lekko kołyszące się
paprocie świadczą o tym, że ktoś ich filozofię trwania lekko, nieznacznie
naruszył. Albo leżeć na plaży, z zamkniętymi oczami, całym jestestwem
przyjmując na siebie atakujące promienie rozochoconego widokiem bladych ciał
słońca, słuchać jak szumi morska nieskończoność fal, niepowtarzalnych w swojej
powtarzalnej gonitwie ku niedoścignionemu brzegowi, zdenerwować się na
wrzeszczące mewy, które zakłócają tę adorację momentu, gdy nic nie trzeba a
wszystko można, i tylko piach we włosach i w zębach, gdy wiatr z chichotem
doprawia gotowaną kukurydzę. Lub przysiąść na sporym głazie, przy drodze na
szczyt, na szlaku, który pamięta miliony stóp, te, które są i te, które były,
obserwować niepojęty plan przestrzeni, gdzie wszystko takie doskonałe w całej
swojej przypadkowej rozrzuconości drzew, skał i krzewów, do bólu wypatrywać
wzrok w zauroczeniu, uznając potęgę i dostojeństwo gór ponad wszystko to, czym
przyroda obdarza zwykłego śmiertelnika. I czuć zmęczone ciało, utrudzone
wspinaczką, ale szczęśliwe jak nigdy, bo każdy trud jest wart tych widoków,
tych odczuć i tego jednoczesnego poczucia i małości i ważności – że człowiek
jak nikły pyłek miota się we wszechświecie, gubi szlak, plącze nogi ale przy
tym wszystkim jest elementem systemu, przewybornego i perfekcyjnego w
najmniejszym szczególe. A może by tak
wsiąść na rower i pojechać przed siebie, z wiatrem w plecy, z lekkością w sercu
i wietrzącą się głową, z której jak z suszonego na wietrze prania ulatują krople
myśli, trosk i trudnych decyzji. Gdzieś w las, między pola, do parku, gdzieś,
gdzie nas pcha tęsknota i potrzeba, nasza indywidualna konieczność hurtowego
zaopatrzenia się w siły i energię, w obecność drugiego człowieka, a może i w
potrzebę pogadania i pobycia ze sobą samym. Tak, by wysiłek włożony w
pedałowanie wprost proporcjonalnie przełożył się na spokój ducha, który jest
nam dzisiaj wyjątkowo potrzebny.
Tęsknicie?
Jeszcze do niedawna zachcianki wyjazdowe nie były większym kłopotem. Trochę
kombinacji organizacyjnych i pyk!, już człowiek czuł pod stopami kamienisty
trakt wśród świerków w drodze na Nosal, przemierzał na bosaka plaże Bałtyku,
rezerwował, wynajmował, bukował, zamawiał. Dziś fakt wyjazdu stał się
rarytasem, pandemiczna rzeczywistość zaskoczyła nas swoją niewyjaśnionością,
wątpliwościami, ignorancją i ostrożnością jednocześnie. Złamał nas lockdown i
zakomputeryzowały obowiązki pracownicze oraz edukacyjne. Często nie ma czasu,
okazji, potrzeb, zgody i sił, by wyjść, wyjechać, przewietrzyć głowę i wypuścić
na wolność toksyczne, ciężkie myśli. Jednakowoż absolutnie i bezwzględnie nie
traćmy okazji do tego, by leczyć się przyrodą, odnajdźmy miejsca, które są
niedaleko nas, wyprowadzajmy się na spacer jak najczęściej, uznajmy moc natury
i uzdrawiające w samym swoim istnieniu właściwości roślin, które mijamy.
Obserwujmy zwierzęta, zachwycajmy się ptakami, dokarmiajmy sikorki i wróble,
które nieśmiało zaglądają do naszych okien. Nie zamykajmy się w domach - na
tyle, na ile to możliwe. Wolność jest w naszych głowach, a świeże powietrze,
przestrzeń, rośliny, wszystko co, czego potrzebujemy do higieny umysłu,
czułości wobec ciała i pielęgnacji serca mamy na wyciągnięcie ręki. Nawet w
tych zadziwiających czasach.
Dziś kawka na szlaku, w termosie, z książkami w plecaku, oraz dużo dobrej
energii z Rezerwatu Skalnego Prządki. Potęga przyrody zaklęta w skałach i
znikoma ingerencja człowieka w architekturę zieleni. Majestat i dzikość.
Drzewa szumią, że jutro będzie lepiej.
Bywajcie!