Zaciekawiony wróbel w podskokach zwiedza oszroniony parapet.
Kręci bystrym łepkiem, jakby dziwił się wszystkiemu, co widzi. Podlatuje do
karmnika na belce balkonu, skubnie to i owo, i znów wraca na parapet,
kontynuując wróblowego oberka. Przyglądam się z czułością i jednocześnie
napominam nieruchomego tygrysa po drugiej – mojej - stronie szyby, który
przyczajony, w bezruchu śledzi każdy
podskok pierzastego. Zobacz, jaki fajny, mówię, podziwiaj, daj żyć, nie dla
kota ptak, mówię. Bez większego związku przypomina mi się akcja ratowania
tygrysów z transportu z poznańskim Zoo, sprzed roku. Dramat Nieumarłych, którym
żyła spora część naszego społeczeństwa. I myślę sobie, że tak jak mój tańczący
wróbel na balkonie, tak i one chciały tylko żyć. Wciśnięte w ciasne klatki,
pozbawione swojej godności, na granicy nie tylko kraju ale i życia i śmierci,
chciały przetrwać. Każde stworzenie na ziemi w swój kod genetyczny wpisaną ma silną
wolę trwania, mimo przeciwności i okoliczności takich, jak czyjaś
usprawiedliwiana czy też nie - chęć pozbawiania życia przez kogoś. Co więcej –
każde istnienie ma do życia prawo, bowiem sam fakt tegoż zaistnienia stał się
wystarczającym powodem do rzeczonego imperatywu . Truizm? Być może. Na tyle
jednak wyświechtany i przestarzały, że jakoś przestał być aktualny. To, że
najwyższa na tej planecie forma świadomości i inteligencji, czyli ludzie, z
lubością czynią sobie game over nawzajem – to jedno. Z drugiej strony mamy
jednak uporczywe wytrząsanie się nad słabszymi i bezbronnymi, którymi rządzi i
rządzić powinien najpiękniejszy i najdoskonalszy wytwór życia - natura. Zamiast uczyć się od niej zasad
postępowania i rozwijać potężne cywilizacje w zgodzie z nią, dostosowywać się
do niej, kreatywnie czerpać z niej inspirację do progresu w wielu dziedzinach -
wszystko robimy dokładnie na odwrót. I powinno nam być w tej sytuacji okropnie
wstyd, że w ostatnich dziesięcioleciach kopem z buta rozwalamy idealną
strukturę, dopracowaną w najmniejszym szczególe zachwycającą budowlę z klocków
bytu. Jeżeli jakieś formy życia przyglądają nam się z czeluści kosmosu, to i
mysia dziura zbyt mała, aby się w niej z płonącymi policzkami schować, choć
mysz nam schronienia raczej nie da za to, co jej czynimy w laboratoriach
doświadczalnych. Niszczymy naszą planetę, zatruwamy wody, dziesiątkujemy
populacje najróżniejszych gatunków, dajemy sobie prawo do kontrolowania rozrodu
w imię równowagi ekosystemu i zachowywania odpowiedniej proporcji liczby
zwierząt do terenów, które im notabene kradniemy. Odbieramy godność zwierzętom
dzikim, nasze śmieci stają się grobem dla wielu stworzeń morskich, testujemy
kremy na gryzoniach i odzieramy ze skóry norki. Kradniemy przestrzeń, zieleń,
miejsca schronień. W uwłaczających warunkach trzymamy zwierzęta domowe,
krzywdzimy je przemocą i zaniedbaniem. Wymieniać można by długo. I to wcale nie
chodzi o to, by w jakiś pokrętny sposób pozwolić się zwierzakom zdominować czy
skrzywdzić, nie o to, by do ogródka wpuścić dziki a w piwnicy trzymać rodzinkę
rozbawionych żmij. Nie, ziemia ma w posiadaniu przecież wiele gatunków
niebezpiecznych czy też wykazujących wobec człowieka daleko idącą ostrożność,
właśnie dlatego, że tak, a nie inaczej stworzyła je natura. Chodzi o to, by
człowiek, czyli ta bliska wszelkim ideałom myśląca istota dwunożna wypracowała
taki sposób na współistnienie ze stworzeniami, z którymi dzieli życie i los, aby
ta egzystencja była optymalnie obustronnie zadowalająca. Nie tylko dlatego,
żeby los zwierząt polepszyć czy dać im prawo do wyrażania siebie poprzez
instynkty ale również dlatego, że mamy w tym własny dość istotny interes.
Właściwie nawet bardzo istotny, bowiem jeżeli dalej będziemy się tak panoszyć i
udawać, że tacy jesteśmy ważni, to Pacman wypuszczony z rękawa wróci wielki jak
King Kong i z lubością połknie i nas. A mówiąc poważniej – niszcząc florę i
faunę, niszczymy sami sobie najlepsze warunki do życia, w efekcie czego
pozbawiamy się podstawowych kryteriów egzystencji. Na szczęście przychodzi
otrzeźwienie, powoli i opornie, ale jednak. Coraz większa świadomość, coraz
więcej działań. Ciągle to kropla w zanieczyszczonym morzu ale wiadomo, kropla
drąży skałę. Bądźmy istotami myślącymi, świadomymi i empatycznymi, nie czyńmy
głupot większych, niż schowanie kluczyków do lodówki i przyglądajmy się swoim
eksploatacyjnym działaniom krytycznie. Mądrze wykorzystujmy wszystko to, co
nasza zmęczona ale ciągle piękna planeta nam oferuje. Z racji zaś zbliżającego
się czasu Świątecznego, czasu magii, bliskości i rodziny życzę nam serdecznie,
abyśmy potrafili żyć wspólnie - osobno czy też razem, w jednym domu czy też na
jednym kontynencie – ale wespół, w zgodzie, nieegoistycznie, z szacunkiem wobec
siebie, życia, praw natury i mądrego porządku świata. Do kawy natomiast,
pozostając w klimacie harmonii, życząc jej nam bardzo, polecam Wam dzisiaj dwie
niezwykłe książki: „Tygrysie serce. Moje życie ze zwierzętami” Ewy
Zgrabczyńskiej oraz „Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo” Larsa Berge. Prawdziwa
uczta!
Spokojnych Świąt!