Podobno świat po pandemii będzie dziwny. Podobno trudno
sobie nawet wyobrazić powrót do tamtej rzeczywistości. Podobno nie będzie już
żadnej tamtej rzeczywistości, będzie inna, z ciągnącym się cieniem pandemicznym
i nie dającym się wygłuszyć smutnym chlipaniem choroby, gdyż wiele z elementów
zmiany zostanie z nami na zawsze. Podobno, odkąd podczas zajęć, spotkań,
webinariów i rozmów w przestrzeni internetu zobaczyliśmy swoje imponujące
regały z książkami, rośliny zielone, zwierzęta domowe oraz mogliśmy ocenić
stopień gustu i smaku w kwestii urządzania wnętrz, nic i nigdy nie będzie już
takie samo. Może to i dobrze, że przyszedł taki czas – czas prawdy nie tylko o
tym, jak mieszkamy i jak wyglądamy w anturażu domowym, ale i czas prawd dużo
bardziej złożonych, o nas, o innych, o świecie, o relacjach… Dużo by pisać.
Niezaprzeczalny fakt jest taki, że niektórzy wygrzebali się z tej kupy gruzu
koncertowo i czują po dziś dzień niesamowity komfort zwolnienia życiowego pędu,
zachwycają się dobrodziejstwem izolacji, wspaniałym, przytulnym zapętleniem
więzi domowo-rodzinnych, odkryli bogactwo ducha wypływające z materialnego
minimalizmu i ze zdumieniem odkryli, że nie trzeba mieć wszystkiego, nie trzeba
tylu rzeczy pożądać, pragnąć i kupować.
Inni zaś niewątpliwie podupadli na towarzyskim i ekstrawertycznym duchu, nie
radzą sobie z nieprzebytym murem obostrzeń, zakazów, nie mogą pogodzić się z
widokiem swojej wolności, spętanej ciężkimi więzami bezradności, z rozpaczą
spoglądają na pobojowisko swojego ekonomicznego imperium czy też próbują
zaklinać gospodarkę wodną, usiłując tchnąć życie w wyschnięte źródło swojego
utrzymania. Abstrahując od obu
skrajności, niewątpliwie choć przez chwilę odetchnęła przyroda, delfiny wróciły
do Wenecji, poprawiły się wskaźniki natężenia smogu. Ludzie zaczęli doceniać mądre
przebywanie na łonie natury, w lasach zaroiło się od biegaczy i spacerowiczów,
niektórzy regularnie poczęli uprawiać sport bo od wysiłkowych endorfin łatwo
się uzależnić. Cała nowa rzeczywistość, jakkolwiek byśmy ją oceniali – czy
słuszny ten przewrót, czy też nie – pozwoliła nam poznać wiele prawd o nas
samych, o tym, co tak naprawdę daje nam szczęście, czego i kogo w swoim życiu
potrzebujemy. Ba, kim jesteśmy! Czy wizerunkiem kreowanym w pajęczej sieci globalnej,
czy też prawdziwą osobowością. Czy dajemy sobie radę w tych ”absurdalnie
przebodźcowanych czasach”, czy wkurza nas słońce, które świeci, i deszcz, który
pada. Czy potrafimy rozwiązać problem w sobie, zamiast obarczać winą wszystkich
dookoła, łącznie z owym słońcem, które, skubane!, świeci! Czy dostrzegamy
nieporozumienie, jakim jest w naszym kraju system edukacji, nie tylko zdalnej,
czy zgadzamy się z opinią, że z tego, co było nam dane przeżyć w okresie nauki
szkolnej, wygrzebujemy się przez resztę życia. I wreszcie – czy jesteśmy gotowi
na ciągłe zmiany, na spontaniczne decyzje, na zgodę i niezgodę, na mądrą
akceptację i pokojową negocjację.
Dziś do kawy lektury, które, choć temat pandemii podejmują oszczędnie, pokazują niełatwą drogę tolerancji i
afirmacji zastanej rzeczywistości, mimo wielu przeszkód: „Z kwarantanny
wychodzę pogodzona ze sobą i z piętami gotowymi na klapki” (A. Radomska).
Książki o tym, że każdy z nas pcha swój dzień z mozołem, nawet celebryta, i choć czasem radośnie pędzimy z owym dniem z
górki, to systematycznie trzeba nam po drodze zbierać siły na trudniejszy
teren. Czerpać je z naszej własnej energii, generowanej z ludzi, przyrody,
piękna i zdarzeń. Słowa pisane wrzucone w śnieg, który łaskaw był cieszyć nas i
zaskakiwać drogowców przez ostatnich kilka dni, niech staną się symbolem
naszych ciężkich chwil, naszej walki z wiatrakami, naszej szarpaniny z systemem
i własnymi słabościami - niechaj łagodnie i po cichu przykryje je czysty,
przytulny, biały puch aprobującej autoryzacji, nasza indywidualna i
nieograniczona carte blanche, którą będziemy mogli wypisać na nowo. Odwagi do
wypisania jej z rozmachem, z fantazją, z dobrą energią i tak radośnie, jak
tylko się da - z serca Wam życzę!