Przychodzą niespodziewanie. Bywa, że
długo stoją pod drzwiami, przyczajone, niepewne, pozornie nieśmiałe. Nie
dzwonią, nie stukają, nie wołają donośnym głosem: Haloo, czy jest tam kto?
Cichutkie są, i czujne, delikatne, niemalże zwiewne. Siła ich i moc wyraża się
jedynie w prawie niesłyszalnym pobrzękiwaniu łańcuchów, w widoku twarzy
zaciętych i nieskłonnych do negocjacji, w obrazie groźnych spojrzeń i
zaciśniętych ust. Kiedy uda już im się wśliznąć do środka, zawłaszczają sobą
całą dostępną przestrzeń, roznoszą po kątach swoje kapcie i zapachy, wieszają w
przedpokoju płaszcze i zamiary, zostawiają w łazience szampon i determinację. Zabudowują drzwi wejściowe do jakże gościnnej
głowy barykadą z kamienia, oplatają girlandą stalowych ogniw, rozsiadają się
wygodnie na kanapach zdecydowania, nie pozwalając, by został choć jeden wolny
kawałek tkaniny. Zamykają okna sprawczości, nie wpuszczając do środka
najmniejszego nikłego promienia woli, barykadując je lękiem, niepewnością i
brakiem poczucia pewności siebie. Zamiatają pod dywan z trudem układane puzzle asertywności
i ekspresji, rozrzucają i gubią elementy, nie pozwalając im, zrozpaczonym,
łączyć się ponownie w sensowne fragmenty zaradności. Wyjmują z kieszeni race
dymne i z błogim wyrazem chmurnych oblicz zasnuwają szarą mgłą wszelkie
przebłyski świadomości, uniemożliwiają kojarzenie faktów i brudzą przejrzystość
procesów myślowych, by w końcu stłumić powstanie żołnierzy słabej woli, którzy
bezskutecznie próbują przedzierać się przez mgłę i lokalizować mury. Zwycięzca
może być tylko jeden. Zmęczony organizm zapada w krótki, urywany sen i cierpi w
samotności, a rankiem, gdy wstaje do pracy, przemierza szare ulice, melduje się
w szarej pracy i wdaje się w pozbawione energii szare rozmowy, przytakując
podobnym sobie rozmówcom, którzy dowodzą: Ech, takie życie.
Ograniczenia.
Dumne i zwycięskie, trudne do wypędzenia, niemalże niemożliwe do zerwania. Jak
pokonać kamienny mur i jak przerwać stalowy łańcuch?
Moja dzisiejsza książka do kawy, lekka, skromna objętościowo, niepozorna, woła
głosem stanowczym i silnym – człowieku, zawrzyj ze sobą cztery umowy a będziesz
wolny, nikt i nic już nie wejdzie do twojej głowy. Umowy są konkretne: 1.
Szanuj swoje słowo. 2. Nie bierz niczego do siebie. 3. Nie zakładaj niczego z
góry. 4. Rób wszystko najlepiej, jak potrafisz. Niezbyt wyrafinowane? Za mało
wytworne literacko? Za proste? Myślę, że czytelnik, który weźmie książkę do
ręki i już w pierwszych jej słowach pozna głębię oraz niewątpliwe mistrzostwo
prostej, życiowej filozofii i mądrości Tolteków, nie oprze się wrażeniu, iż
jest to książka o nim samym, bez względu na to, w jakiego Boga, siłę i moc
wierzy. Fenomen tej lektury polega na tym, że autor nie tylko pustymi (z pozoru),
znanymi, trenerskimi frazesami przekonuje do zmiany swojego myślenia, ale
również pokazuje, w jaki sposób podjąć się tej zmiany w wymiarze praktycznym.
Jeżeli czytelnik zmiany owej nie zechce w swym życiu zastosować, to na pewno
obejmie choćby krótką refleksją fakt, iż jest to możliwe. Zerwać ciasne i
bolesne stereotypy, dać sobie prawo do szczęścia, nie czyniąc przy tym nikomu
krzywdy, postępować zgodnie ze swoimi przekonaniami i sumieniem, nie spełniać
czyichś oczekiwań, jeśli nie są to jednocześnie własne oczekiwania, podążać
swoją drogą, dokonywać zmian, które nadadzą życiu zdecydowanie lepszą jakość… i
niepojęte, że wystarczy tylko otworzyć drzwi i okna swojego umysłu. Wpuścić do
środka nowe, oryginalne, niemożliwe.
Gdzież człowiek czuje bardziej powiew wolności, cudownie twórczy i świeży,
jeśli nie w nieograniczonej przestrzeni gór? Tam, gdzie oczy wypłakują się w
bezradnej próbie wypatrzenia wszystkiego naraz, gdzie niedosyt i tęsknota
dopada już wtedy, gdy jeszcze się tam jest, i gdy ze wzruszenia zapomina się
oddychać, a usilne starania zapisania w umyśle każdego skrawka widoku spełzają
na niczym, gdyż nie da się przecież objąć doskonałej nieskończoności ani
wzrokiem, ani myślą, ani tym bardziej pamięcią. Stąd książka w plecaku, i
termos z kawą, i kilometry przemierzone niekiedy z trudem, i ciche rozmowy, i
zdjęcia, i wdzięczność, i płynące z nieba niewątpliwe pozwolenie na radość.
Dajmy je sobie na zawsze.
Człowiek urodził się wolny i z prawem do szczęścia.