Spod koca
wystaje tylko stopa, słusznej już, nastoletniej długości. Koc ma kształt
nieokreślony, wypełnienie jest dokładne, ale nierównomierne. Pluszowy, zielony
tobołek lekko drży w kącie kanapy. „Chcesz pogadać? Zostaw mnie. Będzie
ci lepiej, jak to wyrzucisz z siebie. Nie. Jeśli mi nie powiesz, nie
będę wiedziała, jak ci pomóc. Nie można mi pomóc, rozumiesz? To nie
ma sensu! Nic nie ma sensu! Ma sens to, że tu jesteś. Jesteś dla mnie
ważny. Ja się na świat nie prosiłem! Kocham cię, będę w pobliżu, daj
znać, jeśli będziesz mnie potrzebował”. Koc
prycha i transformuje w formę podłużną, z boku, jak koła lądującego samolotu
wysuwają się obie już stopy w czarnych skarpetkach, ustawiają się miękko i
równo na podłodze, i unoszą nieco pochylony tobołek ku górze, a następnie
człapiącym krokiem do przedpokoju i dalej, po schodach, na piętro. Cichy stuk
zamykanych drzwi dowodzi, że istota, której kształt tak fizyczny, jak i
psychiczny pozostaje ciągle w sferze domysłów, teleportowała się do świata
niedostępnego dla zwykłych, średnio i przyzwoicie zadowolonych z życia
śmiertelników. Nie jest w tym świecie sama. W cieple niedostępności i
hermetyczności snują się, biegną, siedzą i leżą istoty człekopodobne, całkiem
świeże, trwające w najprzeróżniejszych formacjach cielesnych. Siedzi więc
skulona i zdecydowanie za chuda istota nieokreślona, przygląda się własnej
pracy, tej niemal artystycznej trajektorii nacięć na obu nadgarstkach; krew,
jak karmazynowa farba płynie strumyczkami, łącząc się w rozlewisko ulgi. Ból
fizyczny istoty nokautuje na jeden ulotny moment neurony wściekłej,
niepozbawionej manii wielkości, patologicznej psychiki. Niedaleko leży kolejny
przypadek, trudno stwierdzić, czy ciepły, czy plastikowy, twarz jest woskową
maską, bo ogrom zła i cierpienia odciął w końcu zdolności ekspresji; co z tego,
że w środku szaleje zgnilizna emocji – twarz pozostaje tarczą, przez zasklepione
pory skóry i nie widzące oczy nie może przedostać się zasadniczo już nic,
bezwzględnie nic więcej. Dość rozproszoną grupką, niezbyt pewnie i niezbyt prosto,
biegną ofiary zaniedbań, skrzywionych moralności, przemocy szumnych placówek, krzywd
przejmująco smutnych, różnych niekochań, nieprzytulań, niewiar i niesłuchań. Ofiary
egzystencjalnej nieważności i okrutnych manipulacji, ale i zwyczajnych, często niewytłumaczalnych,
niezrozumiałych smutków, których nie przepędzono wsparciem. Na końcu kręcą się niepewnie ofiary słabości
ciała i przypadkowych aberracji mózgowych. Zaś w znacznym oddaleniu snują się ci
niewidoczni, zwiewni i przezroczyści, tak bardzo i systematycznie zapominani,
że ich właściwie już nie ma. Strzępki egzystencji idą prosto w ramiona
współczującej, niezawodnej depresji.
Dziwny ten
zamknięty, z całym swym dobrodziejstwem wynaturzeń, świat. Z jednej strony
bezpieczny, w swoim zamknięciu kojący, z drugiej – to świat głębokiej porażki,
upadku ludzkiej moralności i oczywistej troski, świat, który musiał obronić
swoich mieszkańców przed konsekwencjami nie tylko kryzysowych zdarzeń i czasem
niemalże przypadkowych wątłości umysłu, swoistych przypadłości dojrzewającego
organizmu, ale i przed zaniedbaniami dorosłych umysłów - obojętnych, aroganckich, często zepsutych, egoistycznych
i z ograniczonymi perspektywami. Zmuszony był zasłonić przed umysłami, na
których ciąży obowiązek prawny, moralny i ludzki, by te istoty chronić, uczyć,
wspomagać, kochać.
Młodym
ludziom nie jest łatwo. I nigdy nie było. To nie tylko znak naszych czasów –
każda rozwijająca się, dorastająca istota ludzka mierzy się z szeroko pojętymi
bólami rodzenia się w dorosłość. Szaleństwo wewnątrz ciała i w samym środku świadomości
to prawdziwy rollercoaster. Nic nie jest
łatwe, huśtawka zmian buja się bez przerwy, wątpliwości się piętrzą, a karuzela
emocji nie pozwala na jeden słuszny i prawdziwy obraz rzeczywistości. Jeżeli do
tego zamieszania dochodzą niestabilne i błędne systemy opiekuńczo-wychowawcze,
rodzinne, szkolne i rówieśnicze w środowiskach, w których żyją, jeżeli pojawia
się przemoc, jeżeli nie są zaspokajane elementarne potrzeby, jeżeli oddziałują
skutki kryzysu rodziny, a wpływ świata wirtualnego jest zdecydowanie negatywny,
jeżeli młodzi pozostawiani są sami sobie, nie mogą poznać i przeanalizować
wzorców, nie potrafią sprostać oczekiwaniom innych ludzi – wtedy z pomocą rusza
ten alternatywny świat. Nietrudno zauważyć, że choć dla nich przytłaczająco i
paradoksalnie bezpieczny – świat ten nie jest dobry i słuszny, niewyobrażalnie
ciężko z niego wyjść, a przecież trzeba, bo rzeczywistość prędzej czy później
się o mieszkańca upomni.
Książki,
które Wam dziś proponuję do kawy są z rodzaju tych przypominających,
otwierających, poszerzających świadomość. Obowiązkowe lektury dla rodziców, i
zdecydowanie polecane dla nauczycieli i wychowawców. Są przy tym treściowo
bardzo współczesne, dotykają wielu aktualnych problemów młodych ludzi, wskazują
zagrożenia – czasem zaskakujące, zwracają uwagę na powszechność bagatelizowania
niebezpieczeństw w sieci, wszystko to zaś jest czytelniczo bardzo wdzięczne –
rozmowy, wywiady, przykłady, opisy przypadków, profesjonalne i kompetentne
konsultacje i wnioski, wstrząsające zwierzenia.
Nie mają
nikogo innego poza nami, dorosłymi. Jeśli stają u progu wytrzymałości
psychicznej i dane jest im doświadczać dojmującej bezradności - szukają po
prostu sposobu na wylogowanie się z tego świata. Nie pozwólmy im na to - chwilą
uwagi, zainteresowania, montażem jakiejś dobrej relacji, obecnością, szacunkiem,
zrozumieniem, bliskością. Czasem potrzeba pomocy profesjonalistów i zbudowania
całego systemu wsparcia, a czasem niewiele trzeba, aby wyszli spod koca, zdjęli
maskę, odłożyli ostre narzędzie, wstali od komputera, przestali uciekać,
zaczęli mówić, płakać, spać, czuć. Bywa, że potrzeba nam samym najpierw
zatroszczyć się o siebie, naprawić lub wręcz zbudować własne zasoby, pozwolić
sobie na zmiany, które wygenerują nam nasz własny dobrostan psychiczny - i
dopiero wtedy próbować ratować rozbite młode istnienia. Jakąkolwiek drogą
poprowadzi nas życie – niech nowe, zdrowe pokolenie, pełne pasji, wiary,
motywacji, umiejętności i sił kroczy razem z nami, a właściwie – już przed
nami, zbierając po tejże drodze materiał na nowy, lepszy świat.
Książki na
fotografii:
1. „Żyletkę zawsze noszę przy sobie” M.
Gołota
2. „Żyję, czy to mało?” M. Łokciewicz,
K. Karchel
3. „Nie zostawaj influencerem” J.
Strojny
4. „Influenza. Mroczny świat
influencerów” J. Wątor